sobota, 1 września 2012

Epizod 9 - Hipnotyczny ból

Cała trójka spojrzała na siebie porozumiewawczym wzrokiem i wyruszyli w trzy różne strony. Mekuri wybiegła na ukos w prawo, Inochi na ukos w lewo, a Kiro, jako posiadacz zwoju kontynuował drogę prosto, wtedy pozostała dwójka będzie mogła najszybciej dotrzeć do niego w razie potrzeby. Gdyby przedstawić ich drogi na mapie, powstałaby tam pacyfka.


Kiroshi pokonywał gałąź za gałęzią, metr za metrem lecz nie potrafił dostrzec ani jednej drużyny. Nie chciał się śpieszyć, żeby nie oddalić się za daleko od reszty. Mekuri natomiast leciała jak najszybciej mogła, nie zważała uwagi na nic. nie raz coś stawało jej na drodze, ale i tak ona to ignorowała lub niszczyła to jednym ze swoich kunai. Po długim czasie dostrzegła z daleka szóstkę walczących ze sobą ludzi, pięciu chłopaków i jedną dziewczynę. Zwolniła i podsunęła się na w miarę bezpieczną odległość i zaczęła podziwiać spektakl walki.
"Mój boże, co za dziwna walka... Czemu tylko Ci dwaj walczą? Nie rozumiem ich..."
Dziewczyna przyjrzała się dokładnie walczącym i dostała olśnienia. Skupiła swój wzrok na chłopaku o włosach tak czerwonych jak jej własne, pierwszy raz w życiu, stwierdziła, że jest to ktoś piękny. Skupiła się na dość dziecięcych, lecz poważnych rysach twarzy i na niebieskich oczach, które wyglądały jakby były wymalowane kredką do oczu. Nigdy wcześniej się nie zauroczyła, w nikim, nawet nie pomyślała o kimś, że jest ładny, ale tym razem, skorupa na jej sercu została rozbita. Wpatrywała się w niego i z każdą chwilą dostrzegała coraz to większego demona, wiedziała, że ten chłopak nie jest podrzędnym geninem z wioski piasku. Gaara wykonał ruch ostateczny, zabił swojego przeciwnika, jego oczy ewidentnie kipiały dumą z własnej potęgi. Tamako zaczęła lekko obawiać się o własne życie, nie wiedziała co ma robić, zostać, podejść czy uciekać gdzie się da.
"Robi się niebezpiecznie, jeden z nich zginął, ale... Chętnie pooglądałabym sobie go jeszcze... Kurde, zachowuje się jak Kiro, rozglądam się za chłopakami, fuj..."
Mekuri jednak miłości zawsze była oporna i szybko zrezygnowała z mieszania się w sprawy sercowe, wiedziała, że i tak zapewne skończyło by się to walką. Samotna dziewczyna przeciwko bardzo silnej trójce była bardzo łatwym celem. Meku chwyciła swój Tanken w celu powiadomienia reszty drużyny o znalezieniu przeciwników, ale gdy jeszcze raz spojrzała na Gaare, zdecydowała jednak sobie odpuścić, zaczęła się wracać.

Inochi sunął po gałęziach najszybciej z rodzeństwa, co prawda w polu walki szybkość nie jest jego dobrą stroną, ale jeśli chodzi o teren, reszta mu nie dorównywała. Gdy doszedł już do zamierzonej odległości zatrzymał się na jednym z drzew i najzwyczajniej sobie usiadł. Spuścił nogi tak żeby zwisały i rękami objął gałąź, na której przebywał. Zamknął oczy i zaczął wczuwać się w życie lasu, szepty liści, kroki owadów i zwierząt oraz próbował odnaleźć innych ludzi. Rozwijał swój zasięg w każdą stronę na co najmniej kilometr. W pewnym momencie gwałtownie otworzył oczy, a jego oddech stał się porywczy i niestabilny. Wyczuł on szóstkę ludzi, w tym dwóch martwych lub nieprzytomnych. Trójka z nich stała koło siebie i tylko rozmawiała, natomiast jedna osoba, oddzielona od reszty, była oparta o wielki dąb, bicie serca tego człowieka było nieziemsko szybkie, przerażenie i uległość kierowały nim zamiast jego własnego umysłu. Inochi nie marnował czasu, miał okazję zdobycia zwoju. Wyrwał się z transu i wybiegł w kierunku tego zgromadzenia.
"Cholera, że nie potrafię określić kto tam jest... Co jeśli to Kiro? Bardzo prawdopodobne, mniej więcej gdzieś tam jest... Ale co z jego Furiko... Czyżby nie zdążył nas poinformować, albo chciał działać na własną rękę, jeśli to on to najpierw go uratuję, a potem chyba zabiję!"
Brunet pędził w tamtym kierunku, przeczuwał, że cel jest już dość blisko. Wspiął się na wyższe gałęzie, żeby nikt go nie wyczuł, a mógł przejrzeć całą sytuację. Odgarnął liście i ujrzał kim są Ci ninja, których szukał. Trójka, która najprawdopodobniej zaatakowała okazała się shinobi z wioski dźwięku. Dziewczyna o bardzo długich, czarnych włosach, chłopak z postawionymi włosami jak Kakashi, lecz lekko granatowymi i najprawdopodobniej mężczyzna, który wyglądał jak mumia w bluzie. Na przeciwko nich, pod drzewem siedział inny nastolatek z głową wtuloną w brzuch i ugiętymi nogami. Skulony cały się trząsł, został jako jedyny przeciwko trzem przeciwnikom. Obawiał się, że w przeciągu chwili śmierć przyjdzie po niego. Przeklinał, że w ogóle wziął udział w tym egzaminie.
"Czy tam leży Shino?! I... Hinata... To znaczy, że ten skulony chłopak to..."
In właśnie zrozumiał w jak trudnej sytuacji się znalazł, z jednej strony powinien powiadomić i zaczekać na swoją drużynę, ale obawiał się, że będzie za późno. Znowu rzucenie się w pojedynkę, jest bardzo niebezpieczne. Wyjął swoją Katanę i przejechał po jej ostrzu dwoma palcami po hiraganie z napisem "Suuseishin". Znaki zaczęły świecić czerwonym rażącym światłem, lecz mogli zobaczyć je tylko Ci, którzy byli w posiadaniu takiej broni.
"Argh, co ja mam robić... Przecież nie zostawię tu Kiby! Ale też nie mogę tak ryzykować życiem..."
Inochi wziął głęboki oddech i zaczął mówić sam do siebie.
-Nie. Nie tym razem. Nie mam zamiaru uciec. Przydam się na coś światu. Ocalę go.
Po wypowiedzeniu tego zdania chwycił kunai i rzucił go pomiędzy obie strony. Wszystkie oczy były wpatrzone w Inochiego, nie wiedzieli czyją stronę obejmie, czy to ninja dźwięku, czy Kiby. Jednym susem zielonooki wylądował koło swojego kunai, wyciągnął go z ziemi i nakierował w kierunku Dosu, Zaku i Kin.
-Zabawa skończona. Zostawcie go w spokoju.
Odpowiedzią był tylko wybuch śmiechu, w końcu co jeden ninja z tak beznadziejną celnością może im zrobić...
-Uciekaj stąd mały, chcemy tylko zwoju, który on ma. Chyba, że nie masz zamiaru odpuścić, wtedy zabijemy was obu -powiedział Dosu i podle uśmiechnął się do bruneta.
-W takim razie to wasz koniec...
Inochi podbiegł do shinobi dźwięku i chciał przebić jednego z nich kunaiem, który rozpoczął walkę. Gdy był bardzo blisko zamiast atakować w zwarciu, rzucił nim z całą swoją siłą. Zaku przewidział ten ruch i wystawił swoje dłonie, z których zaczął wiać potężny wiatr, który zmiótł tą broń z pola walki. Dosu w tym czasie podbiegł do Inochiego i zaatakował go swoją ręką od tyłu. Nie dość, że trafił centralnie w głowę, to jeszcze fale dźwiękowe przebiły mu bębenek. In stracił równowagę i upadł na ziemię.
-Mogę ja? -zapytał się podniecony walką Zaku na co Dosu tylko kiwnął głową.
Po otrzymaniu pozwolenia rzucił się na Tamako. Sparaliżowany Inochi spojrzał się tylko na Abumi, który pędził do niego z dość dużą szybkością. Gdy znalazł się blisko Inochiego skoczył i wylądował na nim. Przebił się przez jego serce małym, schowanym wcześniej w kieszeni sztyletem. Zadał mu pełno ciosów, to był jego ewidentny koniec. Krew Inochiego była porozlewana dookoła jego ciała, a serce nie miało jak bić, była w nim wypruta wielka dziura. 
Kiba na swoje nieszczęście widział całą tą scenę, obserwował śmierć Inochiego, bał się bardziej niż kiedykolwiek indziej, nawet pomoc nic mu nie dała, oni byli zbyt silni.
-Hej, to może ja zabiję chociaż tego wystraszonego dupka z psem? -zaproponowała znudzona i nic a nic nie przejęta Kin.
Podeszła do Zaku i wzięła od niego sztylet, z którego Inochi został uśmiercony. Stanęła na przeciwko Inuzuki i kucnęła by zobaczyć jego twarz, lecz ten zapłakaną twarz miał schowaną w własnych dłoniach.
Jego zachowanie ją rozwścieczyło i przywaliła Kibię z pięści w brodę, tak żeby zobaczyć jego twarz. Krople krwi wystrzeliły w powietrze i wylądowały na drzewie za nim.
-Wiesz co, tobie przedziurawię tą twarzyczkę...
Kiba tylko zamknął oczy, wiedział że to już koniec. Wiedział, że zaraz dołączy do Inochiego, który zginął by go bronić. Dla niego to było za wiele, strach i inne emocje tak nim zawładnęły, że zemdlał. 
Kin wzięła zamach, a sztylet centymetr po centymetrze zaczął zbliżać się do twarzy Inuzuki, lecz w pewnym momencie jej ręka straciła siłę, sztylet upadł przed stopy Kiby, a dziewczyna mimowolnie spojrzała się w stronę najbliższych krzaków. W jej głowię pojawił się dziwny, melodyjny głos, a wszystko stawało się czarną pustką. Krzewy, w które się wpatrywała, najpierw zamieniły się w czarny obraz, a następnie zaczęły wyłaniać się z niego szafirowe tęczówki, które dokładnie łączyły się z jej oczami. Następnie zobaczyła pewien obiekt, który poruszał się z równą prędkością tworząc łuk. Okazało się, że jest to czerwony kamień przypominający rubin.
-A teraz... Oddaj mi swoją duszę. -powiedział do niej tajemniczy głos, słyszała go idealnie choć odległość pomiędzy nimi była duża.
Kin nie zdążyła nic zrobić, na to jedno słowo wszystko zniknęło, wszystko stało się czernią. Upadła na ziemię, a jej oczy straciły kolor, były puste.
-Ona nie żyje! -wykrzyczał z daleka Zaku do Inuzuki. -Coś ty jej zrobił?!
-To nie on. To ja, ktoś następny? -wyłonił się mówiąc to sam Kiroshi Tamako. Przyjął pobłażliwy ton głosu i spojrzał się na nich z góry -Widzę, że jesteście bardzo słabi... On tak łatwo by się wam nie dał.
-Masz rację, braciszku, nabrali się... -odpowiedział siedzący na gałęzi nad Kibą, Inochi. - Wiesz, dałbym sobie z nimi radę, no ale to w sumie wspólna misja więc Cię wezwałem, Meku powinna tu być za chwilę...
-Skończcie te pogawędki! To jest wasz koniec cioty! -wykrzyczał Dosu atakujący Kiroshiego.
Inochi zeskoczył z góry i wylądował przed Kiroshim, przyjął cios na siebie, po raz kolejny upadając na ziemię. Po raz kolejny była to zmyłka, prawdziwy Inochi ciągle siedział na drzewie, ale dzięki temu szatyn miał czas na swoje jutsu, nie mógł co prawda po raz drugi zabić kogoś poprzez Suuseishin, ale to nie wszystko co potrafił.
-Technika Hipnotycznego Bólu!
Dosu został zahipnotyzowany, wszystko dookoła niego zaczęło wirować, wić się i ruszać, efekt był taki jak po narkotykach. Pierwszy etap był w miarę przyjemny, lecz następny już nie... Upadł na kolana i objął swoją głowę dłońmi. Dziwne dźwięki, fale, ból, to wszystko kłębiło się w jego umyśle, nie był zdolny do żadnego ruchu, a tym bardziej skutecznego ataku.
Inochi i Zaku tylko oglądali co się dzieje z Dosu. Zaku był cały przerażony tym, że tym razem to on został sam i może czekać go los jak pozostałej dwójki, a Inochi ekscytował się bólem wroga.
-Ja... Was pomszczę! -zerwał się naglę Zaku, który rzucił się na Kiroshiego.
In zrobił to samo co on, ruszył do kontrataku. Nie mógł pozwolić na uwolnienie Dosu z pułapki Kiroshiego. Wymieniał się z niebieskowłosym ciosami, większość z nich była blokowana, ale Inochi miał zdecydowaną przewagę nad walczącym na dystans Zaku. In lewą ręką chciał uderzyć go w brzuch, ale chłopak to zablokował, tak jak podejrzewał, a prawą szybko dostał się do jego twarzy. Siła ciosu była na tyle duża, że Zaku odleciał na kilka metrów do tyłu. Inochi zignorował go i wrócił do oglądania cierpiącej mumii, wierzył, że jego przeciwnik już nie wstanie. Tu akurat był jego największy błąd. Kiedy Kiroshi torturował Dosu, a Inochi był przejęty podziwianiem tego spektaklu, Zaku szybko zniknął z pola widzenia i zaraz znalazł się za sparaliżowanym Kibą. Jego złość za zabicie Kin była tak wielka, że postanowił, że zemści się poprzez chłopaka z psem. Inochi jednak nie był głupi. Cały czas miał na oku swojego kochanego Inuzukę. Bez problemu zauważył zniknięcie Zaku i podszedł do Kiby.
-Zostaw go. Przez niego ona nie żyje... -powiedział Zaku gotowy do ataku.
-Spróbuj tylko go dotknąć...
-Skończ pierdolić. Nic tu nie zrobiłeś, to twój brat jest silny. Nie łudź się, nie boje się Ciebie.
Inochi sprowokowany tymi słowami chciał udowodnić, że te słowa to nie prawda. Napadł na niebieskowłosego lecz ten przewidział bezużyteczne zachowanie szatyna i niby blokując się użył dziurek ukrytych w jego dłoniach do odepchnięcia zielonookiego. Inochi wylądował na wielkim głazie, już nie po raz pierwszy, tylko tym razem w przeciwnym celu. Nie chciał już zderzyć się z Kibą, a go chronić. Zaku cały czas miał rękę skierowaną w stronę napastnika, In nie mógł się ruszyć, był przybity do kamienia.
-A teraz patrz, jak bardzo zawiodłeś.
Druga ręka Abumiego została skierowana na nieprzytomnego Inuzukę. Powietrze cięło jego ubrania i skórę, rany pojawiały się na całym ciele. Co niecałą sekundę krew tryskała z jego ust, rąk lub nóg plamiąc pocięty wiatrem pień.
-Ty gnoju!
Czerwona strzała znikąd pojawiła się przy czarnookim wbijając mu łokieć w brzuch. Zaku wygiął się do przodu i dostał kolejny cios, tym razem w twarz. Strzałą okazała się Mekuri, wreszcie dotarła do drużyny wyrównując przewagę liczebną. Niebieskooki zdziwiony siłą ataku zalał się krwią upadł przej jej nogi.
-Sorki za małe spóźnienie, ale jacyś podrzędni ninja z wioski ukrytej we mgle mnie napadli. Od teraz mamy dwa zwoje! Szkoda, że obydwa takie same...
Inochi uśmiechnął się do niej spod skały i kiwnął do niej głową.
-Kiro się bawi... Torturuje właśnie tego o tutaj Dosu. -powiedział do niej i wskazał palcem zahipnotyzowaną mumię.
Mekuri nawet się tam nie spojrzała. Była wpatrzona w Kibę, nachyliła się nad nim, rozpięła jego bluzę i przyłożyła rękę do lewej piersi. Spojrzała się na Inochiego, który domyślał się co się dzieje.
-In... On zaraz zginie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, że chyba troszkę nie wyszła mi końcówka, ale miałam wielkie problemy, żeby zgrać całą akcję i dobrze to napisać T_T Może nie było tak źle, nie wiem, oceńcie sami :)
A, napiszcie jeszcze, która czcionka bardziej wam się podoba, ta wydaje mi się brzydsza, ale wygodniejsza do czytania..

1 komentarz:

  1. Mekuri i Gaara... grry... aż nie wiem co mam o tym myśleć, ale zapowiada się ciekawie :)
    Hmm... jeszcze nie doszłam do tego co może być dalej z Kibą (ale za to pewna jestem że nie zostanie uśmiercony, pomimo iż koniec na to wskazuje)
    No dobra, ja nie mam zamiaru zgadywać, ani wymyślać ciągu dalszego, zwyczajnie poczekam na niego xD (czytać to jako "pośpieszyć się, ja chcę już przeczytać ciąg dalszy!" :3 )

    OdpowiedzUsuń