niedziela, 6 stycznia 2013

Epizod 13 - Księżyc

-Dobrze, chodźmy. -odpowiedział Inochi ledwie ruszając trzęsącymi się ze stresu nogami.
"Jak to cholernie widać... Uspokój się, to tylko spacer, świat się nie zawali."
Chłopcy odeszli w ciszy od miejsca odpoczynku reszty i zniknęli im z pola widzenia. Cisza trwała dość długo, i jeden, i drugi nie wiedzieli od czego zacząć. W końcu Kiba przystanął i wskazał palcem wnękę pod wystającymi korzeniami drzewa.
-Może tam usiądziemy? Póki co zbytnio wystawiamy się na wrogów.
Inochi tylko kiwnął głową i ruszył za Inuzuką. Gdy już znaleźli się w środku zielonooki szybko usiadł jako pierwszy, żeby uniknąć zakłopotania gdzie usiąść. Kiba natomiast nie widział w tym problemu i usiadł obok niego, dość blisko, ale nie przesadnie.
Obaj rozglądali się po miejscu, w którym się znajdowali od czasu do czasu spoglądając się na siebie ukrywając to jednocześnie.
Kiba nie wiedział od czego zacząć, co powiedzieć, zacząć od postaw czy bardziej to rozwinąć. Inochi natomiast miał już jasno ułożony plan, lecz po prostu obawiał się reakcji Kiby.


-Kiba... Ja Cię przepraszam. Chyba tyle pozostaje mi do zrobienia. Narobiłem Ci tyle problemów, niepokoju i zabrałem tyle czasu. Niestety, takim się urodziłem i nie mogę nic na to poradzić. 
-Czekaj.
Inochi wstrzymał przemówienie i pytająco spojrzał na Kibę, który ewidentnie nie wykazywał szczęścia, lecz smutek czy poczucie winy.
-To chyba ja powinienem Cię za wszystko przeprosić. Byłem ślepy, że kochałeś mnie tyle czasu, dawałeś mi w sumie tyle znaków, a ja całkowicie tego nie widziałem. Ciągle w głowie były mi dziecinne zabawy. Przeżyłem mniej niż Ty, nie rozumiałem, dlaczego zawsze siedziałeś tak cicho, spokojnie i samotnie. Wydawało mi się, że jesteś po prostu jak Uchiha; spokojny, małomówny i zarazem dziwny. Myślałem, że po prostu nie lubisz rozmawiać z ludźmi. A w rzeczywistości cierpiałeś z tego powodu. Powinienem się nawet nie rodzić, dałem Ci zbyt dużo bólu.
...
Po wypowiedzeniu tego zdania Kiba dostał w twarz, pierwszy raz Tamako umyślnie wyrządził mu krzywdę, a w jego oczach pojawiła się złość. 
-Nawet. Tak. Nie mów. To właśnie dzięki Tobie ja teraz żyję. Ile razy chciałem odebrać sobie życie, ile razy chciałem zmarnować dar, a zarazem przekleństwo, które dała mi moja matka. Ja urodziłem się tylko dzięki jej poświęceniu, zginęła za mnie, za to, żebym mógł się urodzić. Ale ile razy już byłem o włos od śmierci przypominałem sobie Twoją twarz, Twój uśmiech, Twoje szczęście, wyobrażałem sobie, że któregoś dnia to ja je wywołam, dzięki tej martwej już nadziei przechodziłem etapy swojego życia. Śniłeś mi się tak często. utrzymywałeś mnie przy życiu, nawet nie wiedząc, że o Tobie tak często myślę. -mówił Inochi z głosem coraz bardziej zbliżającym się do płaczu. -Ile razy wymyślałem sobie historyjki o tym jak leżymy sobie na szczycie jakiejś góry, wtuleni w siebie, z oczami wpatrującymi się nawzajem, nakryci światłem księżyca.
Przepraszam. Rozpędziłem się. -zakończył z policzkami mokrymi od łez.
Kiba próbował być twardszy i powstrzymywał płacz, lecz ciężko było mu ukryć swoich uczuć w takim momencie.
Tamako całkowicie zignorował to, co Kiba sobie o nim myśli i rzucił się w jego ramiona wtulając się w ciepłą bluzę przykładając swoją twarz do jego piersi.
-Kiba... Dlaczego kocham Cię aż tak bardzo?
Inuzuka też nie wytrzymał i pozwolił łzom płynąć. Wtulił się w chłopaka i przycisnął go jeszcze bardziej do siebie.
Jedna chwila, niby chwila, lecz na prawdę godziny, ciągnęły się jedna po drugiej bez słowa. Zapłakani i zbliżeni do siebie chłopcy nie odrywali się od siebie choćby na sekundę.
-Wiesz, mamy już noc, a księżyc świeci mi prosto w twarz. -powiedział Kiba próbując dojść do sedna sytuacji.
Inochi wytarł twarz rękawem i obrócił głowę w stronę białego olbrzyma w pełni.
-Co za ironia, płaczemy w tak pięknej i w sumie szczęśliwej chwili. -kontynuował szatyn.
Inochi tylko obrócił głowę i spojrzał się na Kibę. Słowa nie były potrzebne tej chwili. Kąciki ust zazwyczaj ponurego chłopaka uśmiechnęły się jak nigdy. Niekoniecznie szeroko, ale jak najbardziej szczerze.
Jak w filmie, w spowolnionym tempie dystans zmniejszał się z każdą sekundą. Dolne wargi, a za nimi górne połączyły się w jedność. 
Magiczna chwila, zwieńczona pocałunkiem. Księżyc wzbił się już w górę, a usta, jak i języki tańczyły wspólnie nieustannie. Ręce stopione ze sobą oraz wędrujące po ciele drugiego dodawały kolejnego elementu do najpiękniejszej sceny ich żyć.
-Miłość jednak istnieje i do tego jest taka piękna. -wyrecytował jak z wiersza to zdanie Kiba.
Inochi zaśmiał się lekko.
-Bez przesady, to już brzmi tandetnie. -dopowiedział Inochi i położył się na ziemi, co Inuzuka zrobił za nim.
-To ja tu próbuje być romantyczny, a Ty mi tak niszczysz scenę? -żartobliwie się przyczepił.
-Kocham Cię. -powiedział wycierając ostatnie krople łez.
-I ja Ciebie też kocham.
"Świecący księżyc, wtuleni w siebie, z oczami wpatrującymi się nawzajem, nakryci światłem księżyca.
Może nie urodziłem się tak bez powodu..."
Obydwaj zasnęli. 

"Cholera, moje plecy, co za okropna noc. Mam już dość tych snów. Jedno i to samo w kółko..."
Inochi otworzył oczy i ku jego zdziwieniu nie znalazł się w miejscu, w którym zasypiał poprzednio.
-Co to za drzewo? -powiedział sam do siebie Tamako, z głosem jak u pijanego.
Po krótkiej chwili przypomniał sobie wszystko. Wytrzeszczył oczy nie wierząc w to, co się stało. Nie wierzył, że tym razem to nie męczący sen, a rzeczywistość, spełnienie marzeń.
-Dzień dobry. -powiedział do niego Kiba z uśmiechem na twarzy i śniadaniem w odpowiednio przygotowanym miejscu.
-Cześć. -powiedział Inochi i niepewnie dodał. -Kochanie?
Kiba zaśmiał się i podrapał po głowie z zakłopotania. Podszedł do niego, pomógł mu wstać, przytulił i dał całusa na przywitanie. 
-Zaczekaj tutaj chwilę, za chwilkę będę. -powiedział Kiba chwytając Tamako chwilowo za rękę.
Inochi nie miał zamiaru czekać tak bezczynnie, więc po swojemu wskoczył szybko na gałąź drzewa i klasycznie jak o poranku "medytował". 
"Nie wierze w to co się stało. Czuje się jakby ktoś użył na mnie jakieś genjutsu. Nie, to nie może być prawdą. Jakoś, nagle, z dnia na dzień ziściły się moje marzenia? Jakie to nierealne. Nie dochodzi do mnie to, że to jest prawdziwe. A może wcale nie jest? Dobra, przesadzam. Powinienem się w tym momencie cieszyć, ale... Ehh... Chyba jednak, ciesze się, że się urodziłem, dziękuje, Mekusane."
-Inoochii!
Ten na zawołanie wrócił na dół zbiegając szybko po pniu drzewa.
- Mam coś dla Ciebie. -powiedział Kiba ze zdjętą bluzą zawiniętą jakby w worek. -Proszę.
Brunet chwycił bluzę i rozwiązał ją. Uśmiechnął się po czym spojrzał na Kibę z politowaniem.
-Dziękuję, ale... Będziesz mieć z nich całą bluzę!
-No i co z tego? Przecież je lubisz.
Inochi skosztował jedną z nich i najwyraźniej były dobre.
-Wiesz, kiedy spałeś, trochę się o Tobie dowiedziałem. -powiedział uradowany Inuzuka. -Ciężko było mi znaleźć taką ilość malin.
Tamako bez słowa rzucił się w ramiona Kiby i pocałował go w policzek. Inochi pierwszy raz poczuł się jak w prawdziwym niebie, wszystkie pięć zmysłów oraz serce tkwiły w czystej euforii. Jego widok, Jego ciało, Jego głos, zapach lasu* oraz smak malin, które dał mu On.



-To co, śniadanie zjedzone, wypadałoby wracać... Mało czasu zostało, jeszcze nie zdamy egzaminu... -powiedział średnio zadowolony z tego faktu Inochi.
-Taak...
Chłopcy spakowali resztę i wyruszyli z powrotem do reszty. Po krótkiej chwili zielonooki złapał Kibę za rękę i popatrzał się na niego jakby jeszcze z niepewnością i niedowierzaniem. Kiba bez dezaprobaty przybliżył się do niego i pocałował go jakby na zakończenie tej chwili.
-Wiesz, zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz -rozpoczął temat Kiba, tym razem z zaciekawionym tonem głosu. -Twoje jutsu. Z jednej strony, samouzdrawianie kosztem życia innych jest super, ale oddawanie swojego innym nie ma troszkę sensu. Przecież od tego są medycy, a oni wcale nie poświęcają siebie na to.
-Całkowita racja. Ale jak wiesz, nie służy to tylko do przekazu życia, ale i myśli. W ten sposób, kosztem małej ilości zdrowia można przekazać komuś wiadomość kiedy nie bardzo jest jak to powiedzieć.
-No tak, ale... Ten trans i praktycznie Twoja śmierć. To jest niebezpieczne...
-Słuchaj, wyjaśnię Ci co i jak. To, co wiedziałeś do tej pory o tym jutsu trochę mija się z celem. Tak naprawdę działa to jak przekazanie umysłu. Moja chakra nigdy nie pozwoliłoby na to, żebym zginął, wypuści  co najwyżej tyle życia, ile będzie potrzebne, lub maksymalne do tego ile mogę stracić. Ogółem, żyję przez to, że moja matka mnie ocaliła, było to...
-Wiem jak, wszystko słyszałem. -przerwał chwilowo Kiba.
-No dobrze... -kontynuował wybity z rytmu Tamako. -Tak więc, moje ciało nie jest wtedy przeze mnie kontrolowane, ale nie jest bezbronne, sznury będą mnie bronić. Natomiast ja, z łatwością mogę kontrolować kimś. Mogę zabić go samą komendą, kazać mu zabić sojuszników, cokolwiek. Mózg ofiary jest sterowany moim. Faktycznie, jest to jeszcze do udoskonalenia, ale nie ma tragedii, w chwilach jak ta jest to koło ratunkowe. Tylko... Wydaje mi się jakbym tym razem przekroczył wszelkie granice. W tym przypadku faktycznie to trwało za długo, nie miałem nawet kontroli nad Tobą, ani na początku nie potrafiłem pokazać Ci, że w Tobie jestem.
-Czyli dlatego tylko słyszałem, a nie widziałem sceny samego narodzenia.
"Co ja mu do cholery pokazywałem?"
-Nie, nie. To kwestia tego, że to wspomnienie nie należy do mnie. Moja matka, przekazała mi to wspomnienie, a ja w słabszej wersji, przekazałem je Tobie.
-Tylko... Czy ona nie powinna przeżyć?
-I przeżyła. Lis myślał, że nie żyje, dlatego zignorował ją i zostawił. Po czasie ona się ocknęła i zrobiła wszystko by nas uratować, załatwi...
-INOOOOCHII!!! KIIBAAAA! DO CHOLERY JASNEJ!!! ILE NA WAS BYŁO MOŻNA CZEKAĆ?! MAMY MAŁO CZASU! CIESZCIE SIĘ ŻE TE PITY MNIE POWSTRZYMAŁY BO JUŻ BYM WAS TU SPROWADZIŁA! -wydzierała się, jak często Mekuri pełna wściekłości, a zarazem ulgi, że jeszcze zdążyli na czas.
-Przepraszamy za spóźnienie, ale troszkę się nam spóźniło... -wystrzelił zestresowany Kiba.
Hinata i Kiroshi zaczęli się śmiać, wyglądało to tak, jakby zaprzyjaźnili się ze sobą.
-Dobrze, nie mamy czasu zwlekać, kierunek, prosto do wieży! -zwołał wszystkich dowódczym tonem Kiroshi i wszyscy wyruszyli w miejsce kolejnego etapu egzaminu chuunin.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
* - dodałabym jeszcze chamsko, że psem. XD
Co do malin to trochę idiotyczne, że rosną one w japońskim lesie śmierci, ale chyba jak przymknie się na to oko to nie będzie źle. :3

2 komentarze: